Wczoraj przejeżdżałam jedną z głównych ulic przez miasto i nie mogłam nadziwić się drzewkom i krzewom, które się już zazieleniły, zażółciły i zabieliły. Nie mogłam ich sfotografować, bo nie było gdzie się zatrzymać.
Przedstawię zdjęcia robione w ostatnim tygodniu na działkach. Zacznę od obsypanych pyłkiem bazi u jednego z sąsiadów.
Szkoda, że nie uwijały się przy nich pszczółki.
To już forsycje na naszej działce. Mamy ich kilka krzaków,
a wszystko zaczęło się od jednego patyczka, który znalazłam, gdy szłam
na nasze targowisko. Z patyczka wyrósł krzew, potem po obcięciu i wsadzeniu gałązki do ziemi, kolejny krzew i wreszcie rośnie już ich kilka.
Obok płotu sąsiada posadziliśmy kiedyś fiołki wykopane przy drodze wiodącej na działkę.
Uwielbiam zapach fiołków, jaśminu i piwonii, ale na te dwa ostatnie trzeba jeszcze poczekać.
Hiacynty były fotografowane w kilku kolejnych dniach i widać, jak pączki kwiatowe się otwierają.
Myślę, że te pąki bzu na alejce dziś są już w pełni rozwinięte.
Za płotem z siatki jeden z sąsiadów ma teren, na który mówimy "ranczo" i właśnie ten teren niedawno doszczętnie zryły dziki. Dobrze, że nie przedostały się pod siatką, co przychodzi im bez trudu i nie zniszczyły alejki.
W jednym z poprzednich postów pisałam, że kupiliśmy cebulki kwiatów i chyba już teraz, gdy na zachodzie Polski dni są upalne, nastał czas, aby je posadzić.
Jeśli wszystkie wzejdą, to przybędzie nam 21 kwiatów. Najbardziej cieszę się z wyjątkowo oryginalnej ismeny błonczatki.