sobota, 31 grudnia 2016

Nie docenimy wiosny, jeśli nie przeżyjemy zimy

   Już nie pamiętam, gdzie usłyszałam tę mądrą myśl, którą zawarłam w tytule posta. Można ją interpretować w dwojaki sposób, ale ja potraktuję ją najprościej: muszę przeżyć zimę, jeśli chcę zobaczyć zieleń, kwiaty i błękit nieba.
   Zawsze afiszuję się tym, że nie lubię zimy. Może gdybym mieszkała na wsi, cieszyłabym się z białego puchu i ośnieżonych drzew, ale mieszkam w mieście i trudno jest poruszać się samochodem, bo najpierw trzeba go wykopać ze śniegu, potem ślizgać się po nieposypanych piaskiem uliczkach osiedlowych.
   Na razie na zachodzie Polski nie było śniegu, więc nie powinnam narzekać. Na szczęście dzień już się wydłuża, jest już o  sześć minut dłuższy od najkrótszego i to bardzo mnie cieszy.
   Mąż dwa- trzy razy w tygodniu jeździ karmić koty, bo chyba bez jego pomocy biedactwa nie przeżyłyby zimy. Każdą wizytę u kotów dokumentuje na zdjęciach. To są zdjęcia wczorajsze:



   Kiedyś mąż sfotografował koty tuż przed nocą, szkoda mi biedaków, bo muszą znaleźć altanę, gdzie nie ma problemu ze schowaniem się na ciepłym strychu.




   Jedynym kolorowym elementem na działce jest irga z czerwonymi owocami, która oplotła kamień.


   A tak nasza działka wyglądała wczoraj, zmarznięta i oszroniona.





   Może działka by wyglądała ciekawiej, gdyby była zaśnieżona, ale kotom lepiej bez śniegu.
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO W NOWYM ROKU.

sobota, 12 listopada 2016

Mnie tam nie było

   Szukając w folderach ze zdjęciami, aby coś od czasu do czasu zamieścić na blogu, wynalazłam ciekawe zdjęcia z Turcji, na których nie ma syna. Uznałam, że tylko takie mogę pokazać, bo nie wierzę, aby syn pozwolił mi pokazać siebie.
   Hotel, w którym przebywał we wrześniu, znajduje się w pobliżu Antalyi i jest luksusowy, choć pobyt w nim wcale nie jest drogi. Nawet syn się zastanawiał, jak może właścicielowi się opłacać, ale widocznie są na to jakieś sposoby.




Urzekł mnie sufit z ciekawymi żyrandolami.  Zresztą wystrój hotelu jest rewelacyjny, ale nie mogę pokazać wszelkich stolików, otoman, fotelików, bo zawsze ktoś na nich siedzi. Wystarczy obejrzeć jeden z tureckich seriali, aby mieć wyobrażenie o przesadnym luksusie tego hotelu.


Zdjęć takich stołów i bufetów z przysmakami  mam bardzo dużo, bo od kiedy zaczęłam oglądać "Wspaniałe stulecie", niezwykle interesują mnie tureckie potrawy.


Tak ozdobione jest jedno z wejść do hotelu.


Bardzo zaciekawił mnie domek dla kotów. Z boku jest skarbonka na datki, aby za nie kupować jedzenie.


Kilka kilometrów od hotelu można zwiedzać starożytne ruiny. 

Na koniec prezent, jaki przywiózł mi syn; jest to lokum, o które prosiłam, bo chciałam się przekonać, czy naprawdę jest takie słodkie, jak się mówi o tureckich słodyczach. Jedno opakowanie otworzyłam zaraz po przyjeździe syna, drugie czeka na swoją kolej. Rozczarowałam się, bo są to zwykłe niewielkie galaretki obsypane cukrem i wcale nie są nazbyt słodkie. Na dodatek jest w nich mało orzechów, choć na zdjęciu z opakowania wydaje się, że jest ich zatrzęsienie.


   Chyba przedwczoraj spadł w moim mieście pierwszy śnieg, ale że za nim wcale nie tęsknię, więc go nie sfotografowałam, za to już od dłuższego czasu czekają zdjęcia ulicy, którą widzę z balkonu. Pobocze ulicy jest obrośnięte dębami, które w październiku pięknie się przebarwiają.



   Jak widać, mieszkam przy dwóch ulicach i czasami trudno mi to wytłumaczyć. Ta ulica z dębami prowadzi do granicy niemieckiej, przy tej drugiej stoi mój wieżowiec.

niedziela, 30 października 2016

Niesamowite lilie drzewiaste Honeymoon z działki Ryszarda

   Jako że nasza działka jest już bez kwiatów, muszę prosić o fotografie zaprzyjaźnionego od wielu lat Ryszarda, którego kwiaty niejednokrotnie prezentowałam na moim blogu. Ryszard razem z żoną Halinką są wielbicielami dalii, ale teraz ich uwagę zwróciły lilie i liliowce oraz żurawki. Jeśli ktoś z moich znajomych jeszcze nie był na stronach Ryszarda, proponuję tam zajrzeć, bo warto. Ta strona dotyczy działki , ta zaś dalii.
Niedawno Ryszard przesłał mi swoje zdjęcie z czasopisma "Działkowiec" i tam zobaczyłam niezwykle uroczą lilię drzewiastą pod nazwą Honeymoon. Nigdy nie widziałam tak ogromnych lilii. Zaraz poprosiłam Ryszarda, aby przesłał mi zdjęcie i pozwolił umieścić je na moim blogu. A oto te cudowne kwiaty.



Natychmiast zaczęłam szukać w internecie  wiadomości na temat tych olbrzymów i oto, co wyczytałam:

"Lilie Drzewiaste to istne ogrodowe olbrzymy osiągające nawet do 200 cm wysokości. Te niesamowite kwiaty szybko się rozrastają i tworzą niesamowitą ozdobę ogrodu. Potężne łodygi, niczym pnie drzew są przystosowane do utrzymywania tak ogromnej ilości kwiatów jaką produkują te rośliny.
Każdy miłośnik zieleni koniecznie musi mieć taki okaz w swoim ogrodowym królestwie.
Lilie pochodzą ze strefy umiarkowanej. Są to byliny cebulowe, które należą do rodziny liliowatych. Lilie charakteryzują duże, okazałe różnobarwne lub jednobarwne kwiaty. Ich kwiaty dzielimy ze względu na wygląd: turbanowe, miseczkowate, trąbkowe, kielichowate. Roślina posiada grubą sztywną łodygę, niektóre odmiany osiągają nawet do 3m wysokości. Potrzebują ziemi żyznej, przepuszczalnej i przewiewnej, zawsze wilgotnej oraz stanowiska dobrze nasłonecznionego lub lekko ocienionego. Lilie ze wszystkich grup z wyjątkiem lilii orientalnych, zimują w gruncie".

Jako że jeszcze można posadzić ich cebule, chyba je zamówię, bo jak tu oprzeć się takim cudeńkom. 

   Nasza smutna działka wygląda bardzo nieciekawie, jeszcze niedawno snuł się po niej dym ze spalonych gałązek aronii.


 Nie zlikwidowaliśmy aronii, jedynie mąż obciął nadmiar gałęzi, to samo zrobił sąsiad za płotem i wszystko zostało spalone na naszej działce. Nikomu z sąsiadów to nie przeszkadzało, bo przecież wszyscy w ten sposób pozbywają się liści, z którymi nie ma co zrobić.
   Wydaje mi się, że teraz rzadko będę pisać na tym blogu, bo nie mam o czym. Jednak będę zaglądać na zaprzyjaźnione blogi.

OBY DO WIOSNY!!!

sobota, 15 października 2016

Bardzo brzydki październik

   Chyba wszystkim dokuczyła pierwsza połowa października. Wydaje mi się, że tylko dwa dni w tym okresie były słoneczne i dość ciepłe. Pozostałe to wichura, deszcz, zimno, mroźne noce. W ogóle nie chciało się wyjść z domu, a co dopiero jechać na działkę. Gdyby nie głodne koty, nie ruszalibyśmy się z mężem z domu.



Jak zwykle, odważny kotek nie bał się blisko nas podejść, a nawet pozował do zdjęcia.

   Na działce jesień pełną parą, większość liści na drzewach i krzewach poczerwieniała.

  

Nie tylko azalia i hortensja zabarwiły się na czerwono, ale kalina również.


Poczerwieniały też liście borówki amerykańskiej. Jak widać, działka jest już częściowo przygotowana do zimy i gdyby nie chłód i deszcz, nie byłoby na niej nic do zrobienia.




Uschły wszystkie kwiaty na hortensjach. Muszę poczytać, czy trzeba je  poobcinać. Co roku były obcięte, więc może w tym roku też zrobimy tak samo.


Z kaliną nie ma problemu, bo sama gubi swoje piękne kwiaty. 

   W poprzednim poście pisałam, że umieszczę zdjęcia kwiatów , które syn na moje życzenie zrobił w Turcji. Oto one:


Przepiękny hibiskus, aż chciałoby się go mieć na polskiej działce. 


Niestety, nie wiem, co to za kwiaty, przypominają mi nasz groszek pachnący.


Tych pomarańczowo- żółtych kwiatów też nie znam i nigdy nie widziałam ich w polskich ogrodach. (Już od Eli wiem, że to lantana).


Nawet nie wiem, czy te kwiaty o delikatnym różowym kolorze nie są przypadkiem jakimś zielskiem. 


Niesamowicie intensywny kolor mają kwiaty na tym kolczastym krzewie. (Już od alElli i Łucji Marii wiem, że jest to bugenwilla ciernista).


Nic nie mogę też napisać  o tym wysokim kwiecie, który ledwo zmieścił się w kadrze.





Cztery ostatnie kwiaty to oleander, który widziałam we Włoszech i żałowałam, że nie jest to pospolity krzew w polskich parkach.

   Ciekawa jestem, czy druga połowa października będzie ładniejsza od pierwszej, bo już ta deszczowa szarzyzna mi obrzydła.

niedziela, 25 września 2016

Róże, kotki i...pasikonik

   Przez dłuższy czas nie chciało mi się pisać, choć włączałam komputer.  Chyba już za długo prowadzę blogi i nastąpiło zużycie materiału.
   Od kilku dni czekają te zdjęcia, które teraz umieszczę. Na początek tegoroczne kotki, które wreszcie odważyły się z matką przyjść na naszą działkę. Najprawdopodobniej matka znów się okociła i nie w głowie jej opieka nad wiosennym potomstwem.


Kocica siedzi na płytkach, odwrócona tyłem. Jest niesamowicie wychudzona, widocznie macierzyństwo ją wyczerpało.


Najodważniejszy kociak zagląda na taras, gdzie mąż szykuje miskę z jedzeniem.


Bardziej bojaźliwy kotek gdzieś uciekł, a odważny nawet nie drgnie. Matka ze znudzeniem przygląda się wszystkiemu, co się dzieje.


I znów jest cała trójka. 

Nawet nie sądziłam, że zakwitną u nas takie piękne jesienne róże.





Oczywiście nie pozwoliłam ich nikomu zerwać, wystarczy, że się ich nawąchałam, bo róże ogrodowe mają cudowny aromat. Niech sobie rosną aż do przekwitnięcia. 
     Kilka dni temu zobaczyłam na parapecie zewnętrznym balkonowego okna ogromnego pasikonika. Przypomnę, że mieszkam na trzecim piętrze. Zawołałam męża z komórką i cały czas śledziłam, gdzie owad się przemieszcza. Najpierw wszedł na ścianę obok okna,


potem wdrapał się na sufit balkonu.


Wyjaśnię, że pasikonik miał wszystkie odnóża, choć na zdjęciach wygląda tak, jakby ktoś niektóre kończyny mu poobrywał, a on po prostu je podkurczał, aby iść. Potem sobie pofrunął.
   W następnym poście umieszczę zdjęcia kwiatów rosnących w Turcji, bo zmusiłam syna, aby je sfotografował i mi przesłał. Dodam, że syn już wrócił do Polski.