Gdy na działce zobaczyłam rozkwitłe zimowity, pomyślałam, że przecież tak niedawno był maj i wszyscy cieszyliśmy się wiosną. Zimowity, jak ich sama nazwa wskazuje, witają zimę, choć można je pomylić z wiosennymi krokusami.
Przez ciągłe wyprawy męża do lasu na grzyby, działka zarosła zielskiem, przekwitły kwiaty i nie miał ich kto ściąć, aby nie szpeciły rabatek. Na szczęście już warzywnik jest skopany i obsiany poplonem, a trawniki skoszone. Wczoraj zabraliśmy się za dwa klombiki, które wyglądały jak kupa nieszczęścia. Oprócz wyrywania badyli, które jeszcze niedawno były kwiatami, pozbieraliśmy nasiona z cynii, nagietek i ślazówki, na wiosnę nie będziemy musieli kupować. Udało mi się sfotografować resztki kwiatów, które niedługo skończą swój żywot.
Dalie wyglądają już mało atrakcyjnie.
Pięciornik, który nie może się zdecydować, czy kwitnąć na pomarańczowo, czy żółto.
Rudbekie tak charakterystyczne dla jesieni.
Zawilec japoński w delikatnym różu.
Pąki jesiennych róż, które stwarzają złudzenie, że to czerwiec.
I na koniec ostatnia różowa róża w tym roku.
Dziś mąż znów wybrał się do lasu i wrócił z 10 kg grzybów. Teraz zajmuje się nimi w kuchni, bo grzyby to poza przyjemnością zbierania jeszcze obowiązek przygotowania ich do do przetworzenia.