sobota, 31 października 2015

Żółte, pomarańczowe i czerwone, ale nie jesienne liście

   Moja awersja do jesieni jest chyba powszechnie znana. Przedwczoraj przyglądałam się kolorowym liściom dębów rosnących przy mojej ulicy i zastanawiałam się, kiedy skończy się ich żywot. Dziś widzę, że już niedługo, bo wystarczy, że powieje silniejszy wiatr i opadają. Dlatego wolę żywe kwiaty, których nigdy nikomu nie pozwalam zrywać. Po co mi krótkotrwały bukiet w wazonie, skoro nie postoi długo. Teraz wybrałam moje kwiaty w kolorach typowych dla jesiennych liści.


Cynia nie pachnie, ale za to długo kwitnie i jest wspaniałą ozdobą.


Dalia wprawdzie zwiastuje jesień, ale jaka jest urzekająca. 


Gazania aż wyszła ze swego miejsca, aby zwrócić na siebie uwagę.


Dwa czerwone, delikatne maczki, które zachęcają do zanucenia znanej pieśni.


 Pigwowiec, z którego owoców mąż zrobił nalewkę.


 Delikatnie żółta róża, która uśmiecha się do wszystkich.


Żonkile, na które będę czekać najkrócej, bo tylko do kwietnia.


Pomarańczowe aksamitki, które długo cieszą nasze oczy.

   A na koniec też coś pomarańczowego, a właściwie rudego, co nie jest kwiatkiem, ale pięknie wygląda.


To biedna ruda sierotka, która pierwsze swoje dni przeżyła w wysokim pudle w towarzystwie myszki, aby jej nie było smutno.  W pudle co jakiś czas była zmieniana litrowa butelka z ciepłą wodą, aby maleństwo miało się do czego przytulić podczas snu.


 Kochany Rudasek był tak ciekawy świata, że najwyższe pudło by go nie powstrzymało przed wyjściem i zwiedzaniem nieznanego mu pokoju.
Nie, Rudasek nie został u nas, bo musielibyśmy wybierać między kociątkiem a synem alergikiem, który kichał na sam widok jakiekolwiek zwierzątka z wyjątkiem szynszyli. Znalazła się wielbicielka rudych kotków i nasza sierotka znalazła dobre miejsce do życia.
 

sobota, 17 października 2015

Można się pocieszyć tylko letnimi kwiatami

   Po krótkotrwałej złotej jesieni zaczęła się ta szara, wstrętna, mokra i zamglona. Właśnie dlatego nigdy nie cieszę się z jesieni. Na naszej działce jest mokro, aż strach na nią wejść. Nawet nie ma czego sfotografować. To zdjęcie zostało zrobione ponad dziesięć dni temu.


   Mąż uparcie jeździł na grzyby i zawsze coś tam znalazł. Znowu stół w kuchni był zajęty przez grzyby. Ususzył chyba pięciolitrowy słój.


    
   Dlatego wolę patrzeć na róże pani Janki, których jeszcze nie pokazywałam na blogu. Oczywiście są to jeszcze letnie róże.






   Miejmy nadzieję, że zima zbytnio nie da nam się we znaki, jakoś ją przeżyjemy i znów będziemy cieszyć się widokiem przepięknych krzewów różanych.

niedziela, 4 października 2015

Czym zaczyna się jesień?

   Według Juliana Tuwima jesień zaczyna się mimozami, ale tych w Polsce brakuje. Dla mnie jesień zaczyna się mglistymi porankami, zapachem palonych liści, krótszymi dniami.
   Na naszej działce też czuje się zapach palonych liści i wszelkich odpadków, gdy mąż przekopuje warzywnik.


Prawie cała działka jest już przygotowana do zimy, niewiele zostało do zrobienia. Aż robi się smutno, gdy patrzy się na uschłe kwiaty hortensji, puste miejsca po kwiatach.



Na szczęście, patrząc z daleka, można pomyśleć, że jeszcze  jest lato.


Obawiam się, że ta róża jest już ostatnią, która zakwitła.


Nie wiem, co oznacza kwiat forsycji, który zakwitł w końcu września. Chyba nie zwiastuje mroźnej zimy?


Cieszy piękny słonecznik , bo będą jego ziarenka wyskubywać wróbelki lub sikorki.


   Mąż oczywiście "poluje" na grzyby, których nie można znaleźć. Za to w pobliskim lesie wyrósł piękny muchomorek, który ubarwia las.


Ciekawie wygląda też pieniek obrośnięty  opieńkami, których nigdy nie zbieraliśmy, choć rzekomo są jadalne, ale wolimy nie ryzykować.


Poniżej garstka jadalnych grzybów, które udało się znaleźć.


   Na koniec rzut oka na wysprzątaną działkę i czarno- białego kota, który przygląda się pracy mojego męża.



Życzę wszystkim ciepłej i słonecznej niedzieli.