środa, 28 czerwca 2017

Lato parne, upalne, deszczowe i zielone

   Może to dziwne, ale nie cieszę się z lata, bo jestem meteoropatką i taka pogoda mnie dobija. Poza tym skończyły się wszystkie wiosenne kwiaty, a letnie jeszcze nie zakwitły. Trawa rośnie jak szalona i trzeba ją bez przerwy kosić. Zielsko wyrasta wszędzie tam, gdzie tylko może. Niestety, takie są uroki działki za miastem.
   Najbardziej cieszy moje oczy clematis, który co roku ma mnóstwo błękitnych kwiatów.


   Tradycyjnie zakwitła róża wysokopienna, która już nie jest tak atrakcyjna jak wiele lat temu, ale nie daje się upływowi czasu.


Niedaleko niej zakwitła zwykła czerwona róża, zaś różowe będą chyba później.


   Zawsze cieszę się, gdy na działce pojawia się niebieski kolor ostróżki.




Za to wcale nie cieszą mnie skalniaki kwitnące na żółto, bo jest ich tak dużo, że potem bez przerwy trzeba obrywać przekwitłe kwiatki. Mamy je już tyle lat, a ja do tej pory nie znam ich nazwy.


Jaśmin (jaśminowiec), który tak pięknie pachniał, niestety, już przekwitł.


  Mąż zagospodarował miejsce  po ziemniakach, które nie wzeszły, według mnie z powodu mrozu, a według męża z powodu obficie padającego deszczu. Zgodnie z prośbą syna posadził kabaczki (lub cukinie) oraz patisony.


Kabaczki (lub cukinie) najpierw wyglądały tak, jak na zdjęciu powyżej, teraz wyglądają już tak, jak na zdjęciach poniżej.



Proszę mi wybaczyć, ale naprawdę nie odróżniam cukinii od kabaczka, zresztą nie jadam ani jednego, ani drugiego.
   Cieszy mnie za to fasolka szparagowa, którą jemy przez całe lato. Oczywiście ta, która rośnie na działce, nie wystarcza, ale zawsze kupujemy, poza tym dosadzamy.


   Oczywiście pamiętamy o kotach, które zawsze są głodne.


    I na zakończenie teren, na którym kiedyś było oczko wodne. Teraz wokół kwitnie tatarak, niedający się usunąć.

 

sobota, 10 czerwca 2017

Majowo-czerwcowo

   Ostatnie dni były na zachodzie Polski deszczowe i burzowe, a na tym ucierpiała działka, bo zarosła zielskiem. Przedwczoraj i wczoraj  mąż chyba już po raz czwarty kosił wszystkie nasze łączki i alejkę przed działką.
   Długo nie pisałam, ale gromadziłam zdjęcia do kolejnego postu, dlatego zacznę od zdjęcia azalii, która, niestety, już przekwitła.


Przekwitły też białe narcyzy, zaś hortensja z trudem odrasta po mrozach.


 Kalina też już przekwitła, a była taka piękna!


 Rododendron sąsiadów z lewej strony też już kończy żywot. Tu jeszcze wygląda nieźle.


Za to rododendron mojej uczennicy Anulki chyba jeszcze kwitnie. Anulka razem z całą swoją rodziną przeprowadziła się z Antwerpii do uroczego domku  w pobliskim miasteczku i stała się właścicielką podwórka i okalającego go ogrodu.



Najstarszy syn mojej uczennicy odkrył w sobie pasję ogrodniczą i zaniedbany teren doprowadził do wspaniałego stanu, co najbardziej cieszy dwa koty, które nareszcie będą mogły wyszaleć się na trawie, bo do tej pory musiały siedzieć w mieszkaniu.


    Nasze różowe piwonie, z których byliśmy tacy dumni, zmarzły i chyba nie będziemy mieli z nich żadnej pociechy. Za to kwitną bordowe i białe, które mąż wczoraj przed deszczem zerwał do wazonu.
   Na tym zdjęciu widać, jaka zrobiła się gęstwina ma rabatce.


 A to moje ukochane różowe orliki, zaś poniżej irysy, które kwitną tylko jeden dzień. Dobrze, że mają dużo pąków i można dłużej cieszyć nimi oczy.


   Musi minąć trochę czasu, zanim przywrócimy działkę do jako- takiego wyglądu.
P.S. Wcale nie tryumfuję, ale miałam rację, że nie powinno się sadzić ziemniaków, gdy są majowe mrozy, bo po prostu zmarzły i nie wzeszły.