My martwimy się o koty, ale liczymy na to, że jakoś przeżyją. Chyba pod koniec grudnia mąż po raz ostatni był na działce, bo tabliczki z zakazem jeszcze nie było.
Aby ten post nie był taki smutny, wkleję kilka zdjęć, które kiedyś pominęłam.
Koniec października- droga przez las na działkę.
Sierpień- narożnik naszej altanki obrośnięty bluszczem i milinem
Altanka z przodu, po prawej stronie widać nasz clematis.
Kwitnący milin naszej sąsiadki.
Jedna z pięciu naszych skoszonych łączek.
Margerytki, już nie pamiętam, dlaczego tak się wyłożyły.
Biały wrzos.
Nie wiem, czy w tym roku w ogóle uda nam się pojechać na działkę, bo nikt nie zabija chorych dzików, gdyż zabronił tego lekarz weterynarii. Nie ma gdzie ich przechowywać.
Dziki bardzo dały nam się we znaki, bo przecież zryły nam zagonki ziemniaków i wszystkie łączki. Przez nie mąż z synem musieli postawić płot odgradzający nas od sąsiada. Mimo wszystko jest mi ich szkoda.