poniedziałek, 29 grudnia 2014

Wiosenne kwiaty, ale nie moje. Część pierwsza.

   Gdy nie mam co umieścić na tym blogu, zawsze proszę Ryszarda o przesłanie mi zdjęć jakichś jego kwiatów. Ryszard to znajomy wirtualny, z którym znamy się już od dawna. Niejednokrotnie zamieszczałam fotografie jego kwiatów, które hoduje na działce w Poznaniu. Nigdy mi nie odmówił. Teraz też. Wielbicielom kwiatów i pięknych ogrodowych kompozycji polecam odwiedzenie jego strony internetowej
 Nie będę opisywać wszystkich kwiatów, bo większość z nich wszyscy znają, lecz skupię się tylko na niektórych, które mnie z różnych powodów zadziwiły.


  To jest bożykwiat, o którym nigdy nie słyszałam, jest to bylina osiągająca wysokość 70 centymetrów, kwitnie od maja do czerwca. Jej kwiaty przypominają cyklameny i nadają się na bukiety.


   Czy ktoś kiedyś słyszał o kwiatku zwanym kamasja Kusika? Jest to bylina cebulowa, rosnąca najchętniej na wilgotnych łąkach i lubiąca żyzną glebę, jej cebule są jadalne. Obydwa gatunki kwiatów nadawałyby się na naszą wilgotną i bardzo żyzną działkę.


   Wszyscy znamy konwalie, ale białe. Ta zaś jest różowa, też kwitnie w maju. W internecie wyczytałam, że jest kwiatem szczęśliwym dla urodzonych pod znakiem Raka.


    Ten śliczny kwiat to kuklik zwisły, owszem, na naszej działce rosną kukliki, ale ich kwiaty wyglądają zupełnie inaczej, podobne są jedynie liście, których na tym zdjęciu nie widać. Urzekł mnie kolor tego kuklika i jego omszone łodyżki i liście.


   Rojniki na naszej działce rosną w poziomie, zaś u Ryszarda w pionie, co mi się niezwykle podoba. Może uda mi się znaleźć gdzieś kostkę brukową i stworzyć coś podobnego.
   Myślę, że kwiaty Ryszarda będą dla mnie inspiracją do wiosennych zakupów w sklepach ogrodniczych.

piątek, 12 grudnia 2014

Obrazy w naszym mieszkaniu

   Jedni lubią muzykę, ja kocham malarstwo. Z każdym obrazem, który wisi na ścianie naszego mieszkania, wiąże się jakaś historia. Nie wyobrażam sobie pustych ścian, jednak trzeba naprawdę kochać malarstwo, aby wybrać takie obrazy, które oddają wnętrze naszej duszy.
   Kwiaty to nasza pasja, a więc w mieszkaniu nie może zabraknąć stosownych obrazów. Niestety, zdjęcia, które zrobiliśmy dzisiaj, są bardzo blade, nie udało się zrobić ich na wprost, bo odbijało się światło bądź lampa błyskowa. Na dodatek kolor ścian w mieszkaniu jest inny niż na zdjęciach. Trudno, zamiast kwiatów żywych będzie "martwa natura".
   Zacznę od kuchni, w której jest jedno okno, ale dzięki obrazowi na desce, mamy dwa. Obraz jest bardzo realistyczny, wszystkie pęknięcia ram okiennych i zabrudzenia doniczki z tulipanami są widoczne. Niestety, podpisu malarza nie mogę odszyfrować.


   Obok tego obrazu wisi kolejny w zielonych ramkach, którego autorem jest Albert Williams.Podejrzewam, że jest to tylko szkic malarza, bo Williams malował zupełnie inaczej.


   Teraz czas na przedpokój, w którym wisi pięć obrazów, ale tylko jeden przedstawia wazon z kwiatami. Obraz jest naprzeciwko szafy z lustrem, więc bardzo trudno było sfotografować dzieło P. Sorela.


   W średnim pokoju nad wersalką wiszą trzy obrazy. Jeden z nich jest oprawiony w ciekawe ramki, które zachęciły mnie do kupna. Malarzem jest nieznany mi N. Gero, którego obrazy można znaleźć w internecie.


   Obok kwiatów wisi obraz Pierre- Auguste Renoira "Dwie siostry". Wprawdzie jest tam niewiele kwiatów, bo tylko na kapeluszach dziewcząt, ale dołączę go do kolekcji.


   Wreszcie duży pokój, w którym nad wersalką wisi obraz w pięknej złotej ramie. Wiele lat temu wstąpiłam do zakładu wyrabiającego ramy i zachwyciłam się złoconą ramą, która w tamtych latach kosztowała 300 (a może nawet 300 000) złotych. Jako że nie narzekałam na nadmiar pieniędzy, kupno odłożyłam na inną okazję. I taka się przydarzyła, bo na Dzień Nauczyciela dostałam nagrodę, którą w całości przeznaczyłam na złoconą ramę. Długo nie było w niej obrazu, wreszcie kupiliśmy kartonową reprodukcję bukietu wspomnianego już Alberta Williamsa. Reprodukcja była zabezpieczona folią, której nie zdjęliśmy i dlatego na zdjęciu widać zmarszczenia tejże folii.


  Po jakimś czasie do małego pokoju dokupiliśmy piękne lustro w identycznej ramie, tylko dużo większe.
   I wreszcie reprodukcja obrazu Claude Moneta, dobrze znana moim blogowym przyjaciołom, bo wisi nad monitorem, z którym mam zdjęcie, będące cały czas na blogu.


   Obraz ten jest pamiątką po mojej ostatniej klasie. Na ostatnim zebraniu rodziców, gdy pytano mnie, co chciałabym dostać od wdzięcznych wychowanków i ich rodziców, po wielominutowych oporach wystękałam wreszcie, że jakiś obraz. Gdy poproszono o skonkretyzowanie, oznajmiłam, że jakiegoś impresjonistę, bo uwielbiam ten nurt w malarstwie. Po jakimś czasie dowiedziałam się od mojej pierwszej wychowanki, której córka była moją ostatnią wychowanką, że obraz sprowadzono aż z Poznania, gdzie był robiony na zamówienie, bo w naszym mieście nie znaleziono niczego godnego.
   Wiem, że Monet miał piękny ogród w Giverny, a w nim wydzielony ogród japoński, na co wskazywałby ten półkolisty mostek. Ogród istnieje do tej pory i państwo pilnuje, aby był zadbany.

   To tyle moich obrazów z kwiatami. Możliwe, że jeszcze kiedyś zaprezentuję inne obrazy wiszące w naszym mieszkaniu i wyciągnę te, które kiedyś wisiały, a teraz są schowane w szafach.