poniedziałek, 29 stycznia 2018

Zapraszam na mój nowy- stary blog

   Chyba już większość blogowiczów wie, w jakiej sytuacji postawił nas Onet. Po prostu z końcem lutego postanowił zlikwidować nasze blogi. Owszem, dał nam możliwość przeniesienia się na inną platformę WordPress, ale ja po nieudanej próbie, zrezygnowałam. Trudno, nie chcą nas na Onecie, to poszukamy sobie miejsca gdzie indziej.
   Przeczytałam wszystkie posty z dwunastu lat, a zgromadziło ich się 726, ponad sto skopiowałam do Worda, zrobiłam zrzuty ekranu i opuściłam Onet.
   Szkoda tylko, że nikt nie powiedział, dlaczego  te blogi znikają. Faktem jest, że wiele blogów zostało porzuconych lub ich właściciele odeszli z tego świata, ale tylko te bezpańskie blogi można było usunąć.


   Zdecydowałam się, że nowe "Życie Anny" powstanie na Bloggerze, do którego już się przyzwyczaiłam i w przeciwieństwie do WordPress- polubiłam. Dzięki pomocy JaGi  powstał nowy- stary blog. Wykorzystałam do niego mój pierwszy nagłówek i obrazki, z którymi zżyłam się przez dwanaście lat; dzięki temu czuję się tak, jak czułam się  dawno temu, gdy na Onecie założyłam bloga.
   Mam nadzieję,  że cenzura na Bloggerze nie będzie taka restrykcyjna, jak była wobec mego bloga na WordPress, gdzie bez przerwy blokowano mego bloga.
W maju 2015 roku znikł mój blog, a pojawił się napis: „Ta witryna została zarchiwizowana lub zawieszona”.
   Czy tak trudno było wysłać mi drogą mailową informację, co faktycznie stało się z moim blogiem?
Na szczęście blog wrócił na swoje miejsce, ale straciłam zaufanie do Onetu. 

   Zapraszam na mój nowy- stary blog, który znajduje się pod tym adresem.

                         "Życie Anny"  <- klik

 

sobota, 20 stycznia 2018

Jest zima czy jej nie ma?

   Dopiero gdy zawitał do nas orkan Fryderyka, popadało nieco śniegu, który po kilku godzinach stopniał. Udało mi się uchwycić śnieg z jednej i drugiej strony mieszkania.


 Tu widać uliczkę i ulicę z balkonu, a gdy się dobrze przyjrzeć, można zobaczyć sypiący śnieg.


Tu z kolei zdjęcie robione z kuchni  i nie widać padającego śniegu.
    Mąż tradycyjnie chodził lub jeździł na działkę, aby nakarmić koty. Kiedyś wybrał się pieszo przez las i owocem tego są takie zdjęcia.



Prosiłam go, aby przechodząc obok jeziorka, sfotografował kaczuszki.


   Przed wieczerzą wigilijną mąż zaniósł kotom jedzonko, aby nie zazdrościły ludziom przy stołach.  Jednak parówki nie miały wzięcia.


Kocica po lewej stronie jest niesamowicie tłusta, ale to przecież niemożliwe, aby była kotna, bo to przecież nie jest czas na malutkie kociusie. 


Brzuch prawie wlecze po dróżce. 


Kocica o bardzo ciekawych wzorkach na sierści, po najedzeniu się, ukryła się za kamieniem.
   Jedyne, co jest zielonego na działce, to ozimina, która będzie czekała do wiosny, aby ją przekopać. Poza nią są jeszcze zielone iglaki  i bukszpan, ale one są zawsze zielone bez względu na porę roku. Poza tym wszystko szare, łącznie z niebem.


   Już w nowym roku mąż zawiózł kotom jedzenie, przybiegły jakieś małe koty, ale na widok męża się ukryły. Towarzyszył mu tylko jeden kot, który jest niezwykle odważny, na dodatek odprowadził męża do samochodu. 


   Brakuje mi kolorów i nie mogę doczekać się wiosny. Wszystko jest tylko szare i bure.