niedziela, 31 grudnia 2017

Udanej zabawy sylwestrowej i szczęśliwego nowego roku

   Niech nikogo nie zdziwi pisownia w tytule, bo Nowy Rok pisany wielką literą, to tylko święto obchodzone 1 stycznia, zaś nowy rok pisany małą literą, to czas od 1 stycznia do 31 grudnia. Chciałabym, aby cały rok 2018 był dla wszystkich szczęśliwy, a nie tak, jak jest napisane na gifach i kartkach, tylko jeden dzień.





    Już od wielu lat nie chodzę na bale sylwestrowe, ostatni dzień starego roku spędzam w domu przy telewizorze lub przed komputerem, oczywiście po wypiciu łyczka musującego wina, który my, Polacy, nazywamy szampanem. Już godzinę przed Nowym Rokiem rozpoczyna się szaleństwo fajerwerków, nie dość, że z dymem idzie do atmosfery wiele milionów złotych, to jeszcze cierpią na tym zwierzęta, które panicznie boją się tych huków. Na dodatek w atmosferę wysyłanych jest mnóstwo szkodliwych związków, które potem otulają nasze miasta zabójczym smogiem.


   Jeszcze w naszych domach stoją strojnie ubrane choinki, więc pod taką wirtualną choinką życzę wszystkim spełnienia najskrytszych marzeń. I oby się spełniły!




sobota, 23 grudnia 2017

niedziela, 3 grudnia 2017

Ciężki los kotów w zimie

   Niejednokrotnie pisałam, że nasze działkowe koty- przybłędy nie głodują w zimie. Nie wiem, którzy działkowicze je dokarmiają i czym, bo rzadko zaglądam na nieznajome działki. Wydaje mi się, że wszyscy mają serce i nie pozwolą kotom głodować. U nas koty na ogół jedzą przy tarasie altanki i gdy tylko usłyszą nasz samochód, zaraz się tam zbiegają.
   Ilekroć jestem w pewnym sklepie mięsnym,  zawsze kupuję kilogram ścinków z wędlin. Czasami czuję się głupio, bo niektórzy chcieliby te ścinki wykorzystać do bigosu, a ja ich podkupuję. Wiem, że koty nie powinny jeść przetworzonego mięsa, ale nasze są już do tego przyzwyczajone. Kiedyś kupiliśmy im sporo suchej karmy, ale nawet nie chciały jej tknąć. Na szczęście pies sąsiadów nie jest wybredny i zjadł wszystko.


To jest właśnie Maks vel Bambuła, bo tak nazywa go jego pan.  To słodki psiak, który potrafi nawet ściągnąć kiełbasę z grilla. Mimo że jego właściciele nie żałują mu jedzenia, to zawsze przybiega na naszą działkę i błagalnie patrzy nam w oczy, aby go nakarmić. Nigdy nie zrobił krzywdy żadnemu kotu, bo te przed nim uciekają na drzewo, natomiast kocice, które mają młode, tak na niego syczą, że biedak kuli ogon pod siebie i zostawia je w spokoju.

   Jednak wracając do głodnych kotów, to pokażę zdjęcia zrobione pod koniec listopada i na początku grudnia. Jest na nich różna ilość kotów, bo niektóre boją się podejść do misek z jedzeniem i pokornie czekają z boku, aż te bardziej śmiałe im coś zostawią.


Tu właśnie odchodzący kot patrzy w kierunku tego, który  ukrywa się za iglakami.



   Kiedyś koty nie dały wejść mężowi na działkę, tylko czekały za bramą. Proszę zwrócić uwagę na najmniejszego biało-szaro-rudego kociaka, który po raz pierwszy się pojawił przy misce. Do tej pory gdzieś się ukrywał razem ze swoim bratem, ale chyba wreszcie ośmielił się i przybiegł za matką. Jego brat (a może siostra) do tej pory się nie pokazał. Może gdy głód bardzo mu dokuczy, odważy się wyjść z ukrycia.


                 Tu odszedł kolejny kot, ale maluszek dalej tkwi przy misce. 

W następnym dniu koty dostały kolejną porcję jedzenia, ale nie można było zrobić zdjęć, bo była straszliwa mgła. 

   I na zakończenie coś, co mnie niesamowicie zdziwiło: kwitnący zimowit. Pierwszy raz widzę, aby zimowit kwitł o tej porze roku. Wprawdzie zimowit, jak sama nazwa wskazuje, wita zimę, ale przecież nie pod koniec listopada, tylko dużo wcześniej.


                       Czyżby ten kwiat coś nam chciał powiedzieć na temat zimy?

niedziela, 26 listopada 2017

Figurki porcelanowe

    Miewam różne fanaberie, jedną z nich jest kupowanie porcelanowych figurek. Wiele lat temu przyszła mi do głowy myśl, aby na pustym miejscu obok telewizora postawić figurkę indyjskiej tancerki. Obeszłam wszystkie sklepy i  takowej nie znalazłam. Zatrudniłam znajomych, aby jej szukali w różnych miastach, ale też na nic. Wreszcie moja przyjaciółka w sklepie z ciuchami trafiła na figurkę, która mnie usatysfakcjonowała. Nie jest to indyjska tancerka, ale też pochodzi z tamtych rejonów świata. Oto ona:


Jest nieduża i nie wiem, gdzie ją wyprodukowano. 

   Jako że nie pasowała do miejsca przy telewizorze, postawiłam ją na półce segmentu i pomyślałam, aby dokupić jej jakieś egzotyczne towarzyszki. Kupowałam pojedyncze figurki, aż zrobił się ich cały szereg. Były to japońskie gejsze, ale wyprodukowane w Chinach. Pierwsza była ta najmniejsza.


Potem już poszalałam i kupowałam wszystkie figurki, jakie miała zaprzyjaźniona sprzedawczyni. Trzy poniższe figurki są produkcji firmy Hand Made Rokoko 1720-80 i pochodzą ze Sri Lanki.


Ta pasterka trzymająca na ramieniu owieczkę stoi na półce między figurkami  pary arystokratów i pary wieśniaków.



Do tego dokupowałam pojedyncze figurki nie wiadomo jakiej firmy, bo jako sygnatura widnieje tylko wielka litera J .






 Tylko raz udało mi się natrafić na figurkę mężczyzny.

Od mojej przyjaciółki wyłudziłam też taką figurkę, bo Jagusia nigdy nie potrafiła mi niczego odmówić.


   Na zakończenie chciałam zaprezentować zabytkowe popiersie, które jest wykonane chyba z biskwitu. Jako dziecko nazywałam ją Dianą. Moja Diana ma jeszcze siostrę bliźniaczkę, ale ta druga Diana ma przyklejoną głowę i nie wygląda ciekawie, więc mama dała tę nieuszkodzoną. Niestety, nie ma na niej sygnatury, ale jest to na pewno stuletnia staroć.


   To jeszcze nie wszystkie figurki, ale już nie chcę zanudzać pozostałymi.

Dodam, że w miejscu gdzie miała stać indyjska tancerka, od wielu lat stoi jeden z dwu telefonów stacjonarnych.`

czwartek, 9 listopada 2017

Kwiaty na porcelanie

   Na razie nie chcę sięgać do starych zdjęć z mojej działki, ale raz na jakiś czas muszę coś napisać na blogu. W domu mój wzrok cieszy stara porcelana, która najczęściej jest ozdobiona motywami kwiatowymi. Część tej porcelany dostałam od mamy, a część kupiłam na targu staroci lub w sklepie z antykami. 
   Martwi mnie jedynie to, że ta piękna porcelana tak kiepsko wyszła na zdjęciach, bo w rzeczywistości jest ładniejsza. 
   Nie kupuję serwisów, lecz pojedyncze sztuki, bo na komplety nie mam w domu miejsca.


   Zacznę od uroczego dzbanuszka kupionego w sklepie z antykami. Właścicielka sklepu zarzekała się, że jest bardzo stary i wyprodukowany we Francji. Dopiero w domu zorientowałam się, że nie ma sygnatury i nie mogę tego sprawdzić. Po prostu gapa ze mnie!


   Ten fajansowy dzbanek wyłudziłam od bratowej męża. Wiem, że jest poniemiecki, bo w rodzinnym domu mieliśmy podobny.


Tę filiżankę i talerzyk nie od kompletu kupiłam w malutkim sklepie z antykami. Sprawdziłam sygnaturę w internecie i znalazłam obie te rzeczy wystawione na e-Bay.


      To samo mogę napisać  o tym zestawie, który sama złożyłam.


   Na targu staroci w moim mieście urzekła mnie ta nieco obtłuczona filiżanka. W pierwszym dniu targów sprzedawca chciał za nią 50 złotych, ale wydała mi się zbyt droga. Ostatecznie kupiłam ją w ostatnim dniu za 15 złotych.


   Tę piękną poniemiecką miseczkę dostałam w prezencie od mamy. Może na tym blogu nie pisałam, ale moi rodzice przyjechali po wojnie na Ziemie Odzyskane i zajęli mieszkanie, w którym uciekający Niemcy zostawili sporo mebli i porcelany.



   Obydwie miseczki kupiłam na targu staroci. Ta dolna jest dużo większa i trzymam w niej biżuterię.


   Te trzy pojemniczki do przypraw też dostałam od mamy, jednak nigdy w nich nie trzymałam  przypraw, lecz stoją jako ozdoba w witrynce. Niestety, też nie mają sygnatury,  ale dam głowę, że mają więcej niż sto lat.


   Ten ażurowy talerz też kupiłam na targu staroci, zaś maciupka filiżaneczka - prezent od mamy- pochodzi z Tiefenfurt, który obecnie nazywa się Parowa i leży niezbyt daleko mojej rodzinnej wsi.


   I kolejny talerz kupiony na targu staroci. Podobał mi się motyw kwiatowy i pięknie złocone brzegi.


   Niemcy lubili porcelanę ozdabiać różnymi napisami, co widać na tym talerzu.

   Na koniec bardzo dziwny talerzyk, bo ma bardzo kłamliwą sygnaturę. Nie jest moją własnością, ale pozwolono mi go sfotografować. 



   Komuś, kto nie zna się na porcelanie, można wmówić, że jest to talerzyk ze słynnej firmy Rosenthal i kosztował krocie. W rzeczywistości jest to Rosental z datą 1906 rok. Brak jednej litery i dziwna sygnatura robią wielką różnicę.

                ****************************************************************

   Moje porcelanowe cudeńka w kwiatuszki służą tylko jako dekoracja półek i nigdy nie było w nich kawy, herbaty czy jakichś ciasteczek.
   Dodam, że mam zestaw obiadowy na 12 osób z Wałbrzycha oraz serwis do kawy na 6 osób z Chodzieży. Mimo że jest to piękna porcelana w kwiatuszki, to jednak musi mieć co najmniej sto lat, aby zaistniała na moim blogu.

   W następnym poście pochwalę się moją kolejną manią- figurkami porcelanowymi, z których tylko jedna ma ponad sto lat, pozostałe są współczesne.

piątek, 27 października 2017

Może nieco kolorów

   Jak ja nie lubię szarej jesieni!!! Jednak nic na to nie poradzę!!! Działka szara, niebo szare, wiatr rozwiewa opadłe z drzew liście. Na szczęście na działce sąsiadki, pani Toli, pod oknami jej pięknej altany uchowało się kilka kolorowych kwiatków, które rozjaśnią ten post.


Na parapecie czerwone pelargonie, poniżej aksamitki.



Uchowały się też nagietki i piękna jak pomponik dalia.



 
   Nasza działka jest już przygotowana do zimy. Wszystko, co powinno być przekopane, ścięte i skoszone, zostało zrobione. Jednak nie wygląda to zbyt ciekawie.

   
    Koty nie zawodzą, ten ciekawski jak zwykle przygląda się mężowi będącemu w altance.


Wcześniej się najadł, więc nie jest głodny.


   Gdy jeszcze było babie lato, zrobiliśmy zdjęcie naszej ulicy...


...i uliczki przed samym blokiem.


   Teraz już nie ma tak kolorowych drzew, a niedługo pozostaną same puste gałęzie. Dlatego trzeba jak najdłużej zachować ten widok.

                  ***********************************************

OBY DO WIOSNY!

wtorek, 10 października 2017

Koty i grzyby

   W tym roku nie mieliśmy powodu, aby cieszyć się pogodą. Nasza działka bez przerwy była zalana wodą, która z oczka potrafiła wylewać się na trawnik. Cebulki kwiatów zgniły, drzewa i krzewy zmarzły. Nie pamiętam tak brzydkiego roku dla działkowiczów!
   Naszą działkę wciąż odwiedzają koty, a jeden z nich po najedzeniu się towarzyszy mojemu mężowi przy pracach porządkowych, bo trzeba działkę przygotować do zimy. 
   Tu z ciekawością przygląda się, jak mąż przebiera się w altanie do pracy. 


Gdy mąż wycinał  gałązki maliny polana, ten sam kot najpierw patrzył, co pan robi, a potem zaczął się turlać, nie wiem, z jakiego powodu.


   Tu,już najedzone koty  chyba czekają na deser😶.


    Gdy nie padało, mąż wybierał się na grzyby i w większości przypadków wracał z pełnym koszem.


 Wiadomo, każdy grzybiarz najbardziej cieszy się z borowików.


Te zostały ususzone, inne też i już sprezentowane  rodzinie, która albo nie ma czasu wybrać się do lasu, albo nie nie potrafi szukać grzybów. Mąż znajdzie każdy, nawet najbardziej ukryty, grzybek.







Wszystkie powyższe grzyby to borowiki.


Choć te nie są borowikami, to jednak miło znaleźć taką rodzinkę. 


Tego grzyba nikt nie włoży do koszyka. Najlepiej go sfotografować.

   Nie wiem, czy jeszcze będzie okazja pokazać jakieś kwiatki na działce, chyba że znajdziemy je u sąsiadów.

 U mnie dzisiaj mgła zasnuwa miasto i jest bardzo niesympatycznie, aż nie chce się wyjść z domu.