Od kilku dni czekają te zdjęcia, które teraz umieszczę. Na początek tegoroczne kotki, które wreszcie odważyły się z matką przyjść na naszą działkę. Najprawdopodobniej matka znów się okociła i nie w głowie jej opieka nad wiosennym potomstwem.
Kocica siedzi na płytkach, odwrócona tyłem. Jest niesamowicie wychudzona, widocznie macierzyństwo ją wyczerpało.
Najodważniejszy kociak zagląda na taras, gdzie mąż szykuje miskę z jedzeniem.
Bardziej bojaźliwy kotek gdzieś uciekł, a odważny nawet nie drgnie. Matka ze znudzeniem przygląda się wszystkiemu, co się dzieje.
I znów jest cała trójka.
Nawet nie sądziłam, że zakwitną u nas takie piękne jesienne róże.
Oczywiście nie pozwoliłam ich nikomu zerwać, wystarczy, że się ich nawąchałam, bo róże ogrodowe mają cudowny aromat. Niech sobie rosną aż do przekwitnięcia.
Kilka dni temu zobaczyłam na parapecie zewnętrznym balkonowego okna ogromnego pasikonika. Przypomnę, że mieszkam na trzecim piętrze. Zawołałam męża z komórką i cały czas śledziłam, gdzie owad się przemieszcza. Najpierw wszedł na ścianę obok okna,
potem wdrapał się na sufit balkonu.
Wyjaśnię, że pasikonik miał wszystkie odnóża, choć na zdjęciach wygląda tak, jakby ktoś niektóre kończyny mu poobrywał, a on po prostu je podkurczał, aby iść. Potem sobie pofrunął.
W następnym poście umieszczę zdjęcia kwiatów rosnących w Turcji, bo zmusiłam syna, aby je sfotografował i mi przesłał. Dodam, że syn już wrócił do Polski.