Gdy dowiedziałam się, że są też hibiskusy ogrodowe, postanowiłam je mieć, najpierw chciałam kupić w jakimś markecie, ale były bardzo mizerne. Z pomocą przyszła mi blogowiczka Anula , która ma piękny żywopłot z tych ślicznych roślinek. Anula przysłała mi mnóstwo nasion, które od razu razem z mężem posialiśmy do mini szklarni. Część daliśmy też sąsiadkom z działki, pani Toli i pani Bogusi. Niestety, nasza ziemia jest chyba zbyt mokra, więc nasze hibiskusy po wysadzeniu ich z mini szklarni rosną bardzo powoli, za to hibiskusy pani Toli są wysokie, rozrośnięte i mają piękne kwiaty. Jedyne, co mnie dziwi, że kwiaty są różnego koloru, a u Anulki wszystkie mają tę samą barwę.
Mam nadzieję, że nasze, dość mizerne hibiskusy też kiedyś będą takie piękne.
Bardzo lubię nasturcje, które też nie chcą u nas rosnąć, choć pod płotem jedna się uchowała.
U pani Toli sfotografowałam też jej kwiaty rosnące obok szklarni. Długo się naszukałam w internecie, jak nazywa się ten ciekawy kwiat.
Początkowo podpisałam go, jako "białe coś", dopiero po długim szukaniu znalazłam jego prawdziwą nazwę, to wilczomlecz obrzeżony. Pięknie komponuje się z innymi kwiatami.
Po kwitnących astrach i aksamitkach można poznać, że zbliża się jesień.
I na koniec proszę porównać nasz milin amerykański z milinem pani Toli, który wspina się na dach jej altanki.