Gdy wczoraj przyglądałam się kwiatom, które już wzeszły na działce, przypomniał mi się wiersz Jana Brzechwy "Przyjście wiosny". Faktycznie, jest już wiosna, może jeszcze nieśmiała, ale jest. Zresztą proszę samemu to stwierdzić.
Wszystkie hiacynty, które posadziliśmy jesienią, mają takie pąki kwiatowe.
Niektóre krokusiki mają już pączki kwiatów, na razie białe, choć mogę się mylić, bo z równym powodzeniem mogą być żółte.
Te czekają jeszcze na rozkwitnięcie.
Dalej kwitną przebiśniegi.
Chyba za miesiąc zakwitną te tulipany, a oprócz nich dziesiątki innych.
Te narcyzy, zwane też żonkilami, z pięknym pomarańczowym środkiem, kwitną w Antwerpii, gdzie jest o wiele cieplej.
Po niewielkim stawie, a właściwie gliniance, pływają kaczuszki, zaś przez leśną drogę przechodzi żuk wiosenny.
Wygląda trochę na sfatygowanego, ale chyba niedawno wygrzebał się z ziemi, dlatego jest taki brudny.
I aby na koniec było kolorowo, to jeszcze bukiet róż, którym obdarował mnie mąż na 8 marca. Dziwne, że do tej pory wyglądają całkiem przyzwoicie. Szkoda tylko, że nie pachną.