sobota, 21 listopada 2015

Kwiatowe abecadło

   Zanim przystąpię do tytułowego abecadła, wrócę do naszych kociąt, których jest czworo. Jednak nie wiem, kiedy nam będzie dane obejrzeć całą rodzinkę. W poniedziałek do pełnej miski z drobno pociętymi skrzydełkami przyszła tylko kocica.


Gdy się najadła, pobiegła w krzaki i przyprowadziła jednego, znanego nam już, maluszka.


Matka mnie zdenerwowała, bo dalej sama jadła, a maluszek tylko się przyglądał. Tak matki nie postępują!


Tu już miał zamiar jeść, ale matka jakoś go do tego nie zachęcała.


Wreszcie puchaty szaraczek zaczął jeść! 
Ciekawa jestem, czy na dzisiejszym obiadku wreszcie pojawią się wszystkie maluszki.

    Na działce nie ma już niczego ciekawego do oglądania, więc postanowiłam w kilku postach w kolejności alfabetycznej pokazać kolorowe kwiaty. Zacznę od litery "a":

 ACIDANTERA

  
ASTRY

AZALIA
Teraz litera "b":

BEZ, który mamy w trzech kolorach.

 

BLUSZCZ,  który niedawno podczas wichury odpadł od ściany i trzeba go będzie obciąć.


BRATKI

Na literę "c" mamy kilka kwiatów.


CANNA  lub paciorecznik.


CLEMATIS lub powojnik.


CYNIA 

   Możliwe, że wśród roślinek skalnych mamy więcej kwiatów na te trzy pierwsze litery alfabetu, ale ich nie znam.

ŻYCZĘ WSZYSTKIM JAK NAJDŁUŻSZEJ JESIENI, A ZIMA MOŻE O NAS SOBIE ZAPOMNIEĆ.

środa, 11 listopada 2015

Jeśli ktoś lubi małe kotki...

    Na działkach przychodzi na świat mnóstwo kotów, niektóre z nich rodzą się na poddaszu naszej altanki. W tym roku jedna szara kocica na wiosnę się okociła, ale bardzo długo ukrywała swoje potomstwo. Możliwe, że czasami je wyprowadzała z ukrycia, ale nigdy nam ich nie pokazywała. Dopiero niedawno mąż do późnego wieczora był na działce i zobaczył, jak kotka zbliża się do altanki, a za nią podążają cztery maluszki. Szybko chwycił za komórkę i zrobił zdjęcia. Niestety, żadne się nie udało, były ciemne i rozmazane.
   Dopiero przedwczoraj kocica przed wieczorem przyprowadziła swe kocięta, widocznie przestała się bać. Szkoda tylko, że puszyste kuleczki były dwie, bo pozostałe dwie gdzieś się ukryły.


Na zdjęciu widać, że maluszek z przerażeniem patrzy na mojego męża.


Tu już spokojnie je, widocznie głód jest silniejszy niż strach.


 Tu patrzy na matkę, która chyba tłumaczy jaśniejszemu kociulkowi, że nie ma się czego bać i spokojnie może podejść do pojemniczka po lodach, bo tam są smaczne kurze serduszka.


Maluszek przełamał swój strach i podchodzi do pojemniczka, ale widać, że dalej jest nieufny.


Tu już uciekł, ale chyba jutro, gdy w miseczce będą pokrojone w drobne kawałki kurze skrzydełka, dołączy do matki i braciszka/ siostrzyczki. A może matka przyprowadzi wszystkie cztery maluszki.
   I właśnie ze względu na te kocięta mąż przez całą zimę będzie przywoził lub przynosił jedzenie.
 

sobota, 7 listopada 2015

Przypadkowa wycieczka

    Miałam jechać na groby swych najbliższych dopiero 7 listopada, ale tak się złożyło, że razem z mężem i synem wyruszyliśmy 3 listopada. Gdy podczas podróży syn usłyszał, że nie widzieliśmy lotniska, na którym po wojnie stacjonowały samoloty radzieckie, natychmiast skręcił w bok, abyśmy zobaczyli to, co po nim pozostało. Samoloty radzieckie opuściły to lotnisko 5 maja 1995 roku. Syn od dziecka pasjonował się lotnictwem, kleił modele samolotów, czytał i oglądał wszystko, co tylko było o wielkich bitwach podniebnych.
   Teraz po tym lotnisku, które naprawdę powstało w czasach, gdy te tereny należały do Niemiec, pozostały tylko ruiny. Zachowały się jedynie hangary, ale niektóre z nich wykupiono i zrobiono w nich magazyny. Brakuje długiego pasa startowego, bo nadwyrężył go ząb czasu, zrujnowana jest też wieża kontroli lotów.





   Po opuszczeniu lotniska syn spytał, czy widzieliśmy spalony dąb Chrobry, który miał 750 lat. Jako że tego też nie widzieliśmy, odbił w lewo od głównej drogi i po dziesięciu kilometrach zatrzymał się na parkingu niedaleko tegoż wiekowego dębu. Jak było napisane na tablicy informacyjnej, dąb przeżył powstania i dwie wojny, ale nie udało mu się przeżyć ludzkiego wandalizmu.  


   18 listopada 2014 roku trzynaście jednostek straży pożarnej  gasiło go przez 30 godzin. Na szczęście widać, że na czubku dębu z jednej strony są liście, więc możliwe, że dąb przeżył.



   To nie pierwszy dąb, który  został podpalony przez jakiegoś głupca. W listopadzie 2010 roku doszczętnie spłonął 600- letni dąb Napoleon, skarb klasy europejskiej. Czyżby w moim województwie mieszkali jacyś obłąkańcy?
   Po odwiedzeniu grobów moich rodziców i siostry, zajechaliśmy do rodzinnej wsi i zaczęliśmy z synem dyskusję na temat naszego pięknego dworca kolejowego, a dokładnie, czy w lesie za stacją była nastawnia, czy parowozownia, której już nie ma. Syn oczywiście musiał zobaczyć, kto z nas miał rację, więc podjechaliśmy przed dworzec, jednak w niczym nie przypomina on tego, który pamiętam sprzed lat. Tradycyjnie ja miałam rację.


    Z tej strony nie widać nastawni, ale za to widać mnie na peronie, który jest niezwykle nowoczesny, jednak mi się nie podoba.

   Już dawno miałam w mojej wsi sfotografować pierwszą pocztę, o czym świadczy trąbka pocztowa na bocznej ścianie. Ta druga poczta do tej pory stoi naprzeciwko mego domu rodzinnego.



    W tym pokaźnym budynku przed wojną była też dyrekcja wspaniałej cegielni, po której już żaden ślad nie pozostał. Po wojnie budynek odremontowano i zamieszkali w nim repatrianci z Kazachstanu.

   Kilka metrów dalej stoi niezwykle kolorowy domek, zawsze zadziwiał mnie okrągły element umieszczony na środku. Podejrzewam, że do budowy tego domku wykorzystano cegły wykonane na miejscu.


 W kole pod dachem widnieje ekierka, cyrkiel, kątomierz, pędzel i ołówek. Możliwe, że mieszkał tam jakiś architekt lub malarz. Nigdy już się tego nie dowiem.


Tak w pełnej krasie wygląda ten niezwykły domek.

   W ten sposób dzięki podróżniczej pasji naszego syna mogliśmy odbyć wycieczkę, która była dość smutna, bo pokazywała to, co już przeminęło. Jedynie się łudzę, że biedny dąb Chrobry dalej będzie cieszył oczy turystów.